literature

APH Strefa Trzynasta 2

Deviation Actions

Kamisa-chan's avatar
By
Published:
980 Views

Literature Text

Było już późno, pewnie gdzieś koło północy, gdy Roderich wyłączał komputer w gabinecie. Gdy tylko zgasł monitor, zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. To był meczący dzień. Jutro, a właściwie, to już chyba dzisiaj, miał odbyć się bankiet w nowym banku. On, jako jeden z prezesów oczywiście musiał zjawić się na tej uroczystości. Nie był to dla niego jakiś specjalnie przykry obowiązek. W końcu nie raz nazywano go Arystokratą. Jednak tym, co zaprzątało mu teraz myśli, nie był bankiet, a informatyk, z którym spotkał się kilka godzin wcześniej. Nazywał się  Eduard von Bock i wyglądał bardzo porządnie. Krótkie, równo przystrzyżone blond włosy i niebieskie oczy spoglądające zza okularów sprawiały wrażenie, że ich właściciel jest porządnym, godnym zaufania człowiekiem. Jednak dla Rodericha były to jedynie pozory. Nie wiedzieć czemu, informatyk od razu mu się nie spodobał. Ale może były to jedynie jego wymysły? Przecież widział człowieka po raz pierwszy, co mógł o nim wiedzieć?
Mężczyzna westchnął, założył z powrotem okulary i opuścił swój gabinet. Zamknąwszy drzwi na klucz, skierował się do głównego wyjścia. Skinął głową na pozeganie stróżowi i już po chwili siedział w swoim aucie. Od razu włączył radio na jakąś stację nadającą muzykę poważną i pojechał do pojechał do swojego domu.
Mieszkał w centrum, w apartamencie na siódmym piętrze wieżowca. Zaparkował w podziemnym parkingu i pojechał windą na górę. Zapukał do drzwi pod numerem 23. Usłyszał lekkie kroki. Otworzyła mu długowłosa brunetka, z kwiatkiem wetkniętym za ucho i dużymi, zielonymi oczami.
-Dobry wieczór, Elżbieto – przywitał się Roderich, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

-Jako to, porwana?! - Feliks podniósł głos, co zwróciło uwagę kilku osób przy sąsiednich stolikach.
-Zamknij się – mruknął Josef.
-Heh, a ja się zastanawiałem, czemu Pepik tak bardzo pali się do tej roboty – odezwał się, po raz pierwszy tego wieczoru, Ivan. - To oczywiste, że musiał mieć w tym jakiś cel, a nie tylko pomóc biednemu braciszkowi wyjść z długów – Feliks posłał mu mordercze spojrzenie. - A wracając do tematu, kto ją porwał? - Pepik spojrzał po swoich towarzyszach.
-Gilbert Beilschmidt
-Zabiję drania – powiedział Feliks podnosząc się z miejsca.
-Siadaj – Ivan pociągnął go z powrotem na dół, po czym zwrócił się do Josefa – W takim razie, jaki jest prawdziwy cel, naszej małej „robótki"? Naprawdę zamierzasz ukraść te pięć milionów? Czy to tylko przykrywka, żeby odbić swoją siostrzyczkę? - Pepik obdarzył go krytycznym spojrzeniem.
-Odbicie Lenki jest oczywiście moim... naszym głównym celem, ale obiecałem wam duże pieniądze, to będzie je mieli – Ivan uśmiechnął się po swojemu.
-I to mi się podoba
-Jaki mamy plan? - spytał Feliks, od razu przechodząc do konkretów. Od zawsze wolał działać, a nie siedzieć w miejscu, godzinami zastanawiając się co zrobić. - Josef spojrzał na zegarek.
-Jest dwadzieścia po północy, czyli dokładnie za dziewiętnaście godzin i czterdzieści minut zacznie uroczysty bankiet w nowym banku Xermanio. To idealny moment, żeby zaatakować. Cała rodzina prezesów będzie na przejęciu, czyli będzie większa szansa na uratowanie Lenki. Do tego wystarczy wywołać małe zamieszanie, wślizgnąć się do pomieszczenia administracyjnego, złamać kody i przelać sobie ładną sumkę na konto.
-Niby jak mamy złamać kody? To jest oddział największego banku w kilku Strefach. Jak niby chcesz tego dokonać? Nie muszę chyba mówić, że żaden z nas nie jest specjalnie dobrym hakerem – powiedział Feliks wpatrując się w brata. Ten spojrzał gdzieś ponad ramieniem Bragińskiego i uśmiechnął się. Do stolika podszedł mężczyzna owinięty w szary płaszcz. Przysunął sobie krzesło i zajął miejsce między Ivanem a Feliksem.
-A oto i rozwiązanie naszych problemów – oznajmił Pepek – Panowie, przed wami Eduard von Bock, informatyk w firmie  Xermanio – Nieznajomy przywitał się zdawkowym kiwnięciem głowy. -Za mały procent z „robótki", zgodził się pomóc nam złamać hasła
-Ładnie to tak, zdradzać własną firmę? - spytał Ivan dokładnie lustrując wzrokiem mężczyznę. Ten zaróżowił się, co było widać, mimo słabego oświetlenia lokalu.
-T-to nie jest wcale moja firma – zaczął się bronić – Ja tam nawet nie pracuję na stałe. Przyjąłem tylko zlecenie, aby zainstalować mój najnowszy program anty hakerski Jest on naprawdę bardzo dobr, i strasznie trudno go obejść. Chyba nikt nie zdołałby tego dokonać
-Nikt, oprócz samego twórcy – wtrącił się Ivan. Eduard przytaknął.
-Dobra, wiemy już mniej więcej jak będzie wyglądać „robótka" - powiedział Feliks – Pan informatyk i ktoś jeszcze, wślizgną się na przyjęcie, i dostaną się do głównego komputera. Jest nas czterech, co oznacza, że dwóch z nas pójdzie odbić Lenkę. Nie sądzę, żeby Gilbert trzymał ją w miejscu, do którego każdy może sobie wejść
-Masz rację – stwierdził Josef, upiwszy łyk ze swojego kufla. - Na pewno nie będzie łatwo dostać się do posiadłości Beilschmidtów
-Trzymają w tej swojej willi? - spytał Feliks unosząc jedną brew. - Skąd masz takie informacje?
-Z zaufanego źródła – powiedział wymijająco Pepik.
-W każdym razie – zaczął Ivan – dlaczego niby Beilschmidt miałby porywać Lenkę?
-Powiedzmy, że miałem z nim osobiste porachunki

Josef siedział w „Pod wesołym wisielcem" spokojnie popijając piwo. Nie liczył, który z kolei to już kufel, ale ciągle nie był ani trochę pijany. Z braku innych zajęć, obserwował ludzi w lokalu. Jakichś trzech mężczyzn siedziało przy barze, obalając już trzecią kolejkę wódki. W kącie sali facet kleił się do dwóch prostytutek, by po chwili wyjść z jedną z nich. Normalne sceny, jakie można było zobaczyć każdego wieczoru. Tą rutynę zakłóciło wejście dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich, wyższy, miał na sobie schludny, czarny garnitur i przylizane blond włosy. Drugi, albinos, ubrany był w luźną białą koszulę, a przez ramię zarzucił sobie marynarkę. Gdyby Josef ich nie znał, nawet przez myśl by mu nie przeszło, że ci dwoje mogą być rodzeństwem.
-...przeleję pięć milionów na konto – usłyszał Pepik, gdy bracia Beilschmidt przechodzili obok niego. Usiedli przy stoliku obok, więc gdy wytężył słuch, mógł usłyszeć każde ich słowo.
-Kesesese. Trzeba było od razu całą kwotę – powiedział Gilbert. Posłał buziaka dziewczynie, która akurat spojrzała w jego stronę. Ta zaróżowiła się i pośpiesznie odwróciła wzrok.
-Nie mogę. Została ostatnia rata kredytu do spłaty
-Przecież wystarczyłoby tylko – Gilbert pstryknął palcami – i nie musielibyśmy płacić ani grosza
-Może i nie, ale – Ludwig przerwał, gdy podeszła do nich kelnerka. Zamówili po piwie i kontynuowali rozmowę – Nie można tak. Zawsze należy spłacać swoje długi – Gilbert prychnął.
-Nie jesteśmy przecież jakimiś zwykłymi, szarymi ludźmi, żeby spłacać kredyt. Jesteśmy prezesami największego banku. Niech ci maluczcy zwracają pieniądze
-Gilbert... - powiedział ostrzegawczo Ludwig.
-No co? - albinos wzruszył ramionami – Taka prawda. Wystarczyłoby jedno słówko i nie musielibyśmy nic spłacać. A w dodatku gdzie mamy ten kredyt? W swoim własnym banku
-Nie musielibyśmy go zaciągać, gdybyś nie wymyślił sobie przebudowy domu
-Kesesese – kelnerka przyniosła zamówione piwo i postawiła na stole. Gilbert od razu zaczął upijać piankę i gdy podniósł wzrok, napotkał spojrzenie Josefa. Na jego twarzy od razu pojawił się wredny uśmieszek.
-No popatrzcie, kogo tu przyniosło – powiedział Gilbert przysiadając się do Pepika – toż to sam Josef Łukasiewicz. Jak tak twój braciszek? Już mu przeszło i znalazł sobie jakąś inną dziewczynkę? - widząc, że Pepik nie zamierza udzielić mu odpowiedzi, Gilbert kontynuował: - A może dalej opłakuje tą swoją?
-A co? - zaczął Josef z lekkim uśmiechem na ustach – Boisz się, że Ela powróci zza grobu i przywali ci tak wtedy? - Na samo wspomnienie tamtego dnia, twarz Gilberta na krótką chwilę wykrzywił grymas bólu. Kiedyś Beilschmidt próbował poderwać Elżbietę, już wtedy dziewczynę Feliksa, jednak nie spodziewał się z jej strony aż tak bolesnego odrzucenia. Może i był trochę natarczywy. Może nawet trochę bardzo, ale przecież to jeszcze nie powód, żeby walić patelnią w jego zagilbistą twarz.
-Zamknij się – mruknął tylko Gilbert. Mimo że Josef starał się być człowiekiem pokojowo nastawionym do życia, nigdy nie mógł przepuścić okazji, aby trochę podokuczać starszemu Beilschmidtowi. Chyba nie za bardzo lubili się już w dzieciństwie, ale wszystkie wspomnienia Łukasiewicza były mgliste i niewyraźne. Czasami wydawało mu się, że już urodził mając siedemnaście lat. Był właśnie w tym wieku, kiedy popełnił pierwsze przestępstwo. Później wciągnął w to także swoje młodsze rodzeństwo. Co robił wcześniej? Dlaczego tak bardzo nienawidzi Gilberta?
-Słyszałem, że narobiłeś sobie długów u Francuza – zagadnął Josef. Francuz był właścicielem największego burdelu w mieście i nie od dziś było wiadomo, że Gilbert dość często korzysta z jego usług. - Jesteś na tyle paskudny, że musisz płacić dziewczynom, aby się z tobą przespały? A może masz tak małego... - Josef poczuł zimno lufy przystawionej do jego głowy – No dalej, strzelaj. Myślisz że zabicie mnie ujdzie ci płazem, jak wszystko inne? Może i jesteś kimś ważnym, ale dla mnie zawsze będziesz nic nie znaczącym śmieciem z przerośniętym ego
-Gilbert - Ludwig podszedł do swojego starszego brata. Wyglądał na nieco zażenowanego tą całą sytuacją – wracamy do domu
-Znowu twój braciszek musi ratować ci skórę? - zakpił Josef, lecz nagle zdał sobie sprawę, że chyba jednak posunął się trochę za daleko. Gilbert wyglądał, jakby naprawdę mógł na miejscu go zastrzelić, nie zważając na to, że bar był pełen ludzi.
-Gilbert – ponaglił go Ludwig. Albinos schował broń.
-Uważaj Pepik, bo zabiorą ci wszystko, co kochasz – powiedział tak  cicho, aby dotarło to jedynie do uszu Josefa, po czym rzucił mu jeszcze pełne wyższości spojrzenie i razem z bratem opuścił lokal. Łukasiewicz jeszcze przez chwilę siedział w bezruchu. Wciąż w jego głowie brzmiały ostatnie słowa Gilberta. „Zabiorą ci wszystko, co kochasz".


-Czekaj, bo chyba nie ogarniam – powiedział Feliks – Twierdzisz, że Gilbert porwał Lenkę tylko dlatego,  że się z nim pokłóciłeś? I to wcale nie tak poważnie?
-Na tyle poważnie, że przyłożył mi pistolet do głowy – poprawił Josef.
-Przecież to jest śmieszne – oznajmił młodszy Łukasiewicz. Jego brat tylko wzruszył ramionami.
-Może i śmieszne, ale faktem jest, że ten Beilschmidt porwał naszą siostrę – Ivan kątem oka zobaczył, że jakiś dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach dyskretnie ich obserwuje.
-To raczej nie jest dobre miejsce na takie rozmowy – powiedział cicho – Powoli wstańcie od stołu, a potem za mną – nie czekając na żadną reakcję ze strony swoich towarzyszy, podniósł się z miejsca i ruszył do wyjścia. Reszta spojrzała po sobie ze zdziwieniem, ale podążyli za Ivanem.
Noc była wyjątkowo ciepła, nawet jak na środek lipca. Czwórka mężczyzn szybkim krokiem kierowała się do jednego z wielu samochodów, zaparkowanych na pobliskim parkingu. Nie minęła minuta, gdy w ślad za nimi ruszyło dwóch podejrzanych typów.
-Co robimy? - szepnął Feliks do Josefa
-Idź spokojnie i nie oglądaj się za siebie – pouczył go starszy brat. Jeszcze przed kilka minut szli w milczeniu, słysząc za sobą kroki nieznajomych.

-Może chce pan herbaty? - spytała Elżbieta kładąc na stole talerzyk z ciastem. Roderich przyjrzał się jej wesołej twarzy. Zawsze starała się  być uśmiechnięta, nie narzekała. A miała przecież na co.
To było już ponad dwa lata temu. Roderich jak zwykle późno skończył pracę. Ich bank właśnie zaczął się rozkręcać, więc całe dnie spędzał w swoim biurze, a do domu wracał jedynie, aby przespać się kilka godzin i zjeść coś szybkiego. Wtedy mieszkał jeszcze na obrzeżach miasta, w bloku, na czwartym piętrze. Właśnie w jeden z takich dni, gdy zmęczony wracał do mieszkania, znalazł Elżbietę. Leżała na poboczu, w białej sukni, obok rozwalonej ciężarówki. Wyglądała jak jakaś zjawa. Bez namysłu zatrzymał auto i podbiegł do niej. Żyła i nie była ranna, czego nie można było powiedzieć o kierowcy TIRa. Przód pojazdu był całkowicie zmiażdżony, musiał z ogromną prędkością uderzyć w drzewo, a potem wpaść do rowu. Po oględzinach miejsca wypadku, Roderich postanowił zabrać dziewczynę ze sobą. Gdy kładł ją na tylnym siedzeniu, już słyszał policyjną syrenę. Nie do końca wiedział, co popchnęło go do zabrania zupełnie mu obcej dziewczyny. Szczególnie, że była ubrana w suknię ślubną i leżała obok wraku ciężarówki.  Po prostu poczuł, że musi ją stamtąd zabrać. Poza tym, wydawała mu się dziwnie znajoma. Ale jej nie pamiętał. Tak jak wielu innych rzeczy. Jakby nigdy nie miał dzieciństwa.

-Chyba nam się udało – szepnął Josef, lekko odchyliwszy zasłonkę i wyglądnąwszy przez okno. Na zewnątrz panowała ciemność, której nie rozproszyła nawet latarnia. Spojrzał na swoich towarzyszy, którzy zmęczeni biegiem opierali się o ściany i ciężko dyszeli. - Nie przesadzajcie, że ten spacerek tak bardzo was zmęczył – powiedział siląc się na lekki uśmiech. Od razu został obdarzony morderczym spojrzeniem ze strony swojego młodszego brata.
-Gdzie tak właściwie jesteśmy? - spytał Eduard, gdy nieco uspokoił oddech. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Obdrapane ściany, żadnych mebli oprócz starej kanapy i krzywego stolika, na których stał telewizor.
-W moich skromnych progach – Josef uśmiechnął się – Chce ktoś coś do picia? - wszyscy kiwnęli potakująco głowami.
-Bardziej skromne to one być nie mogły... - mruknął pod nosem Feliks.
-Słyszałem – powiedział Pepik, rzucając w brata butelką wody. Ten złapał ją w locie i szybko otworzył.
-Dlaczego mieszkasz w takiej dziurze – spytał, gdy zgasił pragnienie – Jakbyś poprosił, to mógłbyś przecież zamieszkać u mnie
-Dzięki za propozycję, ale raczej nie skorzystam. Zazwyczaj tu nie mieszkam. To tylko jedna z moich kryjówek – przez chwile zapanowała cisza.
-To jaki mamy plan? - spytał Ivan.
Po pierwsze, chcę was przeprosić za dwie rzeczy. Że ta część jest krótsza od poprzedniej oraz, moim zdaniem, o wiele gorzej napisana. W każdym razie postanowiłam dodawać opka częściej, ale za to właśnie takie nie za długie. Jeżelli jednak wolicie dłuższe, ale rzadziej, to piszcie w komentarzach.
A tak ogólnie to się podoba? Czujecie, że nic nie rozumiecie? I tak macie się czuć! Młahahaha XD

Josef i Lenka Łukasiewicz by :iconkamisa-chan:
Reszta by :iconhimaruyaplz:
:bulletblue:Rozdział 3
:bulletgreen:Rozdział 2
:bulletblue:Rozdział 1
:bulletblue:Prolog
© 2012 - 2024 Kamisa-chan
Comments43
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
CesiaMargit's avatar
To jest świetne...takie trzymające w napięciu...nie mogę się doczekać co z tego wszystkiego wyniknie :-)